Z pamiętnika początkującego curlera #4
Święta, święta... i po świętach. Okres świąteczny, w moim przypadku przedłużony wczesnostyczniowymi urodzinami, nie sprzyja regularnemu pisaniu. Ale w te pierwsze miesiące kalendarzowej zimy trochę się działo w moim curlerskim życiu.
Weekend 15-16 grudnia to po pierwsze kolejny trening, a po drugie pierwsza w mojej, nazwijmy to górnolotnie, karierze akcja charytatywna. Ale po kolei.
Sobotni wieczór na Chwiałce to kontynuacja tego, co możemy tam ćwiczyć – głównie kierunek i balans. Ale też to, co w curlingu najważniejsze – integracja z ludźmi. „W sumie z nimi fajnie jest, absolutnie, absolutnie” – zgłaszam wniosek formalny o ustanowienie tego cytatu z mojego wielkiego imiennika mottem wszystkich curlerów. Podczas przedświątecznego treningu nie przełamaliśmy się opłatkiem, ale każdy mógł znaleźć odpowiadający mu słodki przysmak, których tu nie wymienię, bo audycja nie zawiera lokowania produktu.
Na treningu poużywaliśmy też sobie kamerek sportowych, czego efekt możecie znaleźć na klubowym Facebooku. A mamy jeszcze trochę materiału, który na razie czeka na kogoś z większym zapałem do montażu. Choć chodzą słuchy, że trafi to na moją głowę.
Trening kończyliśmy koło północy, a już po piątej wyruszyliśmy z Tomkiem i Damianem na Świąteczną Bitwę Gwiazd do Torunia. Jak się okazało pięć godzin wystarczy, aby zima zaskoczyła drogowców – mimo to zdążyliśmy tym razem, nawet z drobnym zapasem. Turniej zakończyliśmy w środku stawki – na siódmym miejscu, wygrywając dwa mecze, a dwa przegrywając.
Bitwa była dla mnie przełomowym momentem, gdyż zadebiutowałem na niej w roli skipa, jednocześnie nie opuszczając pozycji leada. Krzywy lód nie sprzyjał tutaj wymyślnej taktyce, bo praktycznie każde zagranie trzeba było powtarzać, nawet po kilka razy, żeby uzyskać oczekiwany skutek.
W nowym roku PKC odbył już jeden trening, a dzień wcześniej pointegrował się w jednym z poznańskich lokali. Oprócz ćwiczeń na, a jakże inaczej, kierunek i balans, rozegraliśmy też gierki. Domów, niestety, nie możemy sobie wymalować, natomiast możemy je... wydrapać. Nasz cyrkiel składa się z czterech wkrętów w desce, którymi do wkrętami wydrapujemy w lodzie okręgi. Oczywiście, pryskający przy tym lód należy usunąć z domu.
Myślę, że najlepszą puentą, będzie myśl wywodząca się z teatru - „improwizacja to rzecz (...) niezwykle cenna, zwłaszcza jeśli została dobrze przemyślana”.