Podsumowanie występu reprezentacji Polski na MŚ Mikstów 2018.
Ósme miejsce w grupie C z dwoma zwycięstwami – to wynik naszej reprezentacji na mistrzostwach świata mikstów. Daria Chmarra, Sławomir Białas, Aneta Lipińska i Michał Janowski zostali sklasyfikowani na 30. miejscu w gronie 35. ekip.
Biało-Czerwoni turniej rozpoczęli od przegranych 2:5 z Chińskim Tajpej i 5:7 z Francją, a następnego dnia tak samo wysoko ulegli Hiszpanii, tym razem jednak po dogrywce. W poniedziałek Polacy przegrali 5:8 ze Szwedami, we wtorek natomiast najpierw odnieśli porażkę 4:5 z Estonią, aby w wieczornej sesji przełamać złą serię i wygrać 10:1 z outsiderem grupy, Chorwacją. Środowe spotkanie z Łotyszami zakończyło się porażką naszej reprezentacji 5:6, natomiast turniej zakończył się wygraną Biało-Czerwonych 10:8 z Czechami.
Swoimi wrażeniami z turnieju w Kelownie podzieliła się z nami skip drużyny, Aneta Lipińska:
Występ oceniamy jako gorszy. Nie prezentowaliśmy się wystarczająco dobrze. Pierwsze dwa mecze nie czuliśmy się dobrze na lodzie. Z czasem szło nam coraz lepiej, ale nie dawaliśmy sobie rady z presją. Wiele meczów przegraliśmy w ostatnim albo ekstra endzie. Przegrana w ostatniej partii po wyrównanym meczu bolała najbardziej.
Chyba najlepszą rzeczą na zawodach byli mieszkańcy Kanady. Organizatorzy przychodzili do nas po meczach, pocieszali nas i podnosili na duchu i mówili, że cały czas trzymają kciuki. Było to dla nas bardzo miłe, że ktoś, kto nie jest w żaden sposób z nami związany, nas tak wspiera.
Na początku sam wyjazd stał pod wielkim znakiem zapytania. Wszyscy jesteśmy na etapie studiowania lub nauki w liceum, więc nie obracamy takimi pieniędzmi, żeby zapłacić za cały wyjazd do Kanady. Zaczęło się od zrzutki, na którą wpływały pieniądze i każdy widział, jak nam idzie zbieranie funduszy. Poza zrzutką poruszaliśmy wszystkie znajomości i udało nam się znaleźć dodatkowe wsparcie. Największe dostaliśmy od firmy Why Not Travel oraz Ślimaka, ale lista osób, które nam pomogły, byłaby bardzo długa. Wszystkim, którzy nam pomogli jesteśmy bardzo wdzięczni i kochamy Was!
Atmosfera na lodzie nie była naszą mocną stroną. Nie dopracowaliśmy tego. Denerwowaliśmy się na siebie, nie chwaliliśmy wystarczająco po dobrych zagraniach. Nie wiem jeszcze, czy mamy wspólne plany. Jako jednostki wypadamy bardzo dobrze jednak, przez to, że curling to sport drużynowy, to nasze niedogadania rzutują na wynik. Jeśli będziemy dalej grać, musimy bardzo dużo zachowań obgadać poza lodem.
Pomiędzy meczami staraliśmy się zwiedzać, ale nie było tego czasu za dużo. Kilka dni zajęło nam przestawienie się do innej strefy czasowej. Dziewięć godzin to duża zmiana i musieliśmy robić drzemki w trakcie dnia. Kelowna jest pięknym miastem. Jest tu ogromne jezioro otoczone górami. Wrażenie robiły też na nas drzewa klonowe, bo w tej porze roku stają się czerwone i jesień robi się milsza. Ludzie mieszkający tutaj byli dla nas również pomocni i przyjemni. Często w rozmowie dowiadywaliśmy się, że ktoś ma rodziców lub dziadków z Polski i bardzo lubi ten kraj. Wszystko to razem robi ogromne wrażenie.